Z racji wieku i braku potrzeby zaspokojenia ciekawości, nigdy do coffeeshopów nie wchodziłem. Nawet nie próbowałem, choć wiedziałem, że gdybym chciał, na pewno znalazłbym taki, w którym są łamane przepisy zakazujące wpuszczania nieletnich.
A znaleźć taki wcale nie było trudno. Przechadzając się po holenderskich uliczkach co krok znajdowałem podejrzanie wyglądający pub. Nie wszystkie cofeeshopy wyraźnie odróżniają się od innych sklepów. Z reguły są to zwykłe bary, wszystko wygląda tak samo (zobacz wnętrze cofeeshopu), tylko że, aby umilić oglądanie kolejnego pojedynku "pomarańczowych", zażywa się inny specjał. Mowa oczywiście o marihuanie i haszyszu, narkotykach miękkich (lekkich), legalnych w Holandii i uważanych przez większość mieszkańców tego kraju, i nie tylko, za nieszkodliwe. W Amsterdamie, stolicy stoików, znajduje się kilkadziesiąt przeróżnych coffeshopów oraz smartshopów, growshopów i headshopów. Cóż oznaczają te nazwy? Otóż smartshopy to puby, które specjalizują się głównie w sprzedaży nasion konopi oraz grzybów o przeróżnych psychodelicznych właściwościach, w growshopie kupimy narzędzia, dzięki którym nasiona będą należycie rosły, a w headshopie kupimy całe osprzętowienie do udanego spożywania specyfików oraz wszelkie gadżety. Nie warto jednak w to wierzyć, często bowiem w sklepach tych możemy zaopatrzyć się również w inne rzeczy. No, bo po co klient ma jechać parę przecznic dalej, skoro nowo zakupione bongo (rodzaj fajki wodnej) może przetestować od razu?
Krótka lekcja historii
Konopie, innymi słowy marihuana, znana jest na świecie od zarania dziejów. Trzy tysiące lat temu była jednak wykorzystywana do produkcji lin, tkanin oraz powrozów. W I wieku naszej ery Chińczycy opracowali sposób produkcji papieru przy użyciu konopi. Pierwszy raz uznano konopie za narkotyk za życia Joanny d'Arc, a pół wieku później papież Innocenty VIII głosił, że spożywanie marihuany to praktyka godna innowierców i heretyków. Pierwszą i drugą wersję Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych (1776 rok) spisano właśnie na papierze z konopi. Jak to się stało, że marihuana trafiła do Holandii? Wszystko za sprawą ruchów hipisowskich oraz buntu dzieci kwiatów, które w latach 60. przywiozły narkotyk do Holandii. W krótkim czasie zyskał on dużą popularność, a władze państwa rozgraniczyły narkotyki na legalne i nielegalne. Te legalne to konopie i haszysz, nielegalne to kokaina i heroina.
W roku 1976 nie istniały żadne ograniczenia co do ilości hodowanych roślin, a posiadać można było nawet 30 gram marychy. Dopiero 18 lat temu, pod naciskiem Francji i Niemiec, wprowadzono zmiany w przepisach. Od tamtego czasu można hodować jedynie pięć roślin oraz posiadać przy sobie pięć gram. Wiele osób łamie przepisy. Nawet jeżeli ktoś zostanie złapany przez organy ścigania nie musi być ukarany, wystarczy, że dobrowolnie zrzeknie się posiadanych roślin. W liberalnej Holandii rzadko pojawiają się głosy sprzeciwu w sprawie narkotyków. Rząd zastosował skuteczną taktykę, która sprawiła, że udostępnienie narkotyku spowodowało zmniejszenie ilości uzależnionych osób.
Do wyboru, do koloru
Rodzajów marihuany i haszyszu znajdziemy setki. Tańsze, droższe, lżejsze i nieco cięższe, z Jamajki, Maroka i tutejsze. Ceny specyfików wahają się od 1,5 do 3 euro za gram, a nawet do 4 euro za najlepszy towar. A to i tak zdecydowanie mniej niż w Polsce, gdzie jeden gram kosztuje przeważnie 30 złotych. Wedle holenderskiego prawa, maksymalnie możemy zakupić dla siebie pięciogramową porcję. Po dokonaniu transakcji siadamy przy stoliku i palimy jointa, prawie jak papierosa. Tyle, że efekt inny. Chyba.
Dlaczego „TAK”, dlaczego „NIE"?
Sam nie wiem jaką stronę obrać, bo jeżeli komuś sprawia to przyjemność, to czemu miałby tego nie robić, skoro żyje w kraju, gdzie jest to dozwolone? Nawet w liberalnej Holandii głosy są podzielone, choć tych popierających cały interes jest więcej. A zatem dlaczego tak? Otóż zwolennicy przywołują argument, że coffeshopy podlegają kontroli i nie sprzedają szkodliwych substancji. Pieniądze zebrane ze sprzedaży nie trafiają w ręce przestępców. Niekiedy dzięki nim finansowane jest leczenia uzależnień. Policja nie musi ścigać dealerów marihuany, zajmuje się jednak łapaniem tych, którzy sprzedają twarde lub, jak kto woli, ciężkie narkotyki. Przeciwnicy na te argumenty mówią zdecydowanie: sprzedaż narkotyków i zgoda ze strony państwa może spowodować, że ludzie nie będą zdawać sobie sprawy, że narkotyki najzwyczajniej w świecie są złe i nie należy ich tolerować. Poza tym, często znajdują one się blisko szkół. W poprzednim roku zlecono z tego powodu zamknięcie 18 spośród 62 rotterdamskich coffeeshopów. Jak na liberalną Holandię, działania te wydają się dość surowe. Czy jest tak naprawdę? Nie do końca, bo zarządzenie wejdzie w życie dopiero za rok. Niderlandzcy amatorzy marihuany mogą więc spać spokojnie. Zawsze pozostaną coffeeshopy w innych dzielnicach...
Przykład Holandii jest fenomenem na skalę światową. Pomimo ogólnego dostępu do narkotyków i jej legalizacji nie spożywa się tutaj dużo narkotyków, a liczba uzależnionych nie jest wysoka, w porównaniu na przykład do Stanów Zjednoczonych, gdzie marihuana nie jest legalna, a i tak spożywana jest w ilościach zdecydowanie większych. Władze postanowiły udostępnić narkotyki lekkie dla wszystkich powyżej 18 roku życia, na skutek czego wyraźnie zmalała (z 10 proc. do 2 proc.) liczba młodych narkomanów.
artykuł został opublikowany w serwisie wiadomości24.pl
www.bartekgraczak.blogspot.com/search/label/Holandia
Bartłomiej Graczak